Pan Judym (l. 25) oddany był swej pracy bez reszty. Jako początkujący adept korporacyjnego świata, żył bowiem w mylnym przekonaniu, że ciężka praca i bezgraniczne zaufanie do swych przełożonych zagwarantuje mu co najmniej finansowo lepsze jutro, a być może i chwałę, jakiej nie doczekają się jego mniej pracowici koledzy. Ponieważ determinacja jego była ogromna, w mig okazało się, że wystarczy jej na spełnianie zachcianek zdecydowanie więcej niż jednego szefa. W ten sposób, rozmieniając swój zapał na drobne, Judymowi przybywało kolejnych przełożonych, z których każdy z początku zadowalał się drobnymi wysługami świadczonymi przez naszego bohatera. Jednak w miarę jedzenia potencjału Judyma, apetyt jego przełożonych wciąż rósł.
A gdy okazało się, że muszą zaspokajać się marnymi okruchami, jeden z nich postanowił wykonać zmyślny manewr taktyczny – pozbyć się niesfornego pracusia i zastąpić go kimś, kto cały swój czas poświęci tylko jemu.
Pan Martiano (l. 38), przedstawicieli licznej grupy przełożonych Judyma i tytułowy intrygant zarazem, zawezwał na tajemnicze spotkanie praktykanta z jego zespołu, pana Joachima (l. 24) . Ponieważ Martiano zdawał się nie specjalnie dostrzegać obecność Joachima w firmie przez ostatni rok, ten zaniepokojony w pierwszym odruchu postanowił doradzić się pana Judyma, co robić.
– Nie było zbyt wielu chętnych do objęcia funkcji nieszczęsnego Judyma, gdyż nikt nawet przez chwilę nie zamierzał nurzać się w tym, w czym Judym dryfował na co dzień – mówi nam pan Joachim. – Dlatego, kiedy Martiano zadzwonił do mnie, od razu nabrałem niejakich podejrzeń – dodaje.
– Nie wiesz, czego może chcieć ode mnie Twój przełożony, drogi Judymie – zapytał Joachim, streszczając jednocześnie historię zagadkowego spotkania, o którym wiedział jedynie, że ma się ono odbyć. Judym, zapracowany jak zawsze, zasępił się na krótką chwilę, której nie miał, a następnie odparłszy, że nic nie przychodzi mu do głowy, pobłogosławił swojego kompana w niedoli i pozbył się łamigłówki z pamięci. Wspomnienie jednak miało niebawem powrócić, bowiem z naszych głów nic bezpowrotnie nie ulatuje, a trafia jedynie na zsyp wyparcia i czeka na swoją okazję, by powrócić niczym Heathcliff w Wichrowych wzgórzach, siejąc zamęt i spustoszenie.
Joachim tego samego dnia zjawił się zatem ponownie przy biurku swojego starszego kolegi, tym razem biały jak ściana w domu niepalącej osoby. Nie wiedząc jak zacząć, zaczął od poinformowania pana Judyma, że nie wie jak zacząć, co było dobitnym wyrażeniem, że sprawa jest poważna.
– Martiano zaproponował mi twoją posadę – rzekł, przerywając w końcu pauzę dramatyczną Joachim.
– I co mu odpowiedziałeś? – zapytał Judym, któremu w repertuarze życiowych doświadczeń i potwarzy brakowało jedynie rozjechania walcem, a zatem ciężko było go czymkolwiek zaskoczyć.
– Pozwoliłem mu mówić – odrzekł Joachim, a następnie z typową sobie swadą opowiedział o szczegółach uknutej przez przełożonego intrygi. Miał on (Martiano) głęboki żal do niego (pana Judyma), że nie poświęca mu się w pełni, że dzieli się pomiędzy innych, kiedy to on, właśnie on sam, obdarzył go na początku tak wielkim uczuciem i zaufaniem.
– Swą decyzję podjął, pod wpływem impulsu – relacjonował Joachim – po tym, jak pani Malinka wysłała cię w delegację do Częstochowy. Nie mogąc zrozumieć, co mógłbyś w rzeczonej Częstochowie załatwiać, uznał że z pewnością nie robisz tam nic innego, jak wznoszenie modłów i stwierdził, że miarka się przebrała.
W istocie pan Judym, często spędzał całe dnie, a czasem i tygodnie poza domem, załatwiając w całym kraju interesy, których – na skutek złej organizacji pracy wianuszka jego przełożonych – nie można było powierzyć osobom do tego dedykowanym. Martiano natomiast, miał w tym czasie do załatwienia inne sprawy wagi co najmniej państwowej i z braku obecności swojego służącego, musiał zająć się nimi sam. Wówczas doszedł do słusznego wniosku, że tego już za wiele i czas ukrócić niecne praktyki Judyma, zastępując go mniej popularnym wśród zarządzającej kardy kolegą. Nie sprawdził jednak planów życiowych i piramidy aspiracji zawodowych pana Joachima. Wszak zazwyczaj zlecił by taki brzydki research panu Judymowi, ale tym razem z obawy przed zniweczeniem intrygi, nie mógł wtajemniczyć go w projekt jego usunięcia.
– Co zdecydowałeś mój przyjacielu Joachimie? – zapytał z niemałą, acz głęboko skrywaną trwogą pan Judym.
– Na koniec rozmowy odrzekłem, że już w zeszłym tygodniu złożyłem wypowiedzenie, gdyż wyjeżdżam na kilka miesięcy do USA – odparł zadowolony Joachim, co było jednoznaczne zarówno z odrzuceniem prawie intratnej propozycji, jak i daniem wyrazu godnej potępienia przyjaźni z panem Judymem, która jak wiadomo pomiędzy pracownikami nieuchronnie prowadzi do osłabienia autorytetu kadry zarządzającej.
Wkrótce Joachim faktycznie opuścił kraj, a pan Martiano nie widząc na widnokręgu innego kandydata do eksploatacji, pogodził się z tym, że pan Judym będzie jego nieudolnym paziem jeszcze dłuższy czas i jedynie przy każdej możliwej okazji chłostał go pomówieniami i pouczeniami, aby zrekompensować sobie trud radzenia sobie samemu.
Tak, tak, drodzy czytelnicy. Martiano słusznie planując pozbyć się obrzydłego pracusia na rzecz kogoś, kto będzie wyłącznie na jego skinienie, popełnił jednak kardynalny błąd. Mianowicie nie prześwietlili wystarczająco dokładnie swojego rekruta i cały plan runął z wielkim niesmakiem. A zatem Wasz Korporacyjny Korespondent radzi – jeśli zamierzasz zaproponować pracę podwładnego jego koledze z zespołu, koniecznie skłóć ich kilka tygodni wcześniej, nakładając na siebie ich kompetencje. Wówczas jeden weźmie posadę drugiego z czystej zawiści.