Trzaskał klapą

Każdy, kto spędził trochę życia w nieustannej gonitwie za przeterminowanymi sprawami wie, że najciekawszą atrakcją dnia jest jedzenie. Nic jednak nie cieszy korporacyjnych przodowników tak bardzo, jak możliwość jedzenia za darmo, która to czynność zarówno pieści delikatne podniebienia, jak i zadość czyni chorobliwemu skąpstwu. Dlatego nieodmienną popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju gale i bankiety, nadające kolorytu naszej szarej rzeczywistości. Są jednak tacy, którzy nie do końca rozumieją potęgę głodu panującego w naszych biurach.Pani Zenobia (l. 27), oddana swej pracy specjalistka, zaproszenie na uroczystą galę organizowaną przez poczytne pismo z okazji – której z obawy na rozwlekłe procesy sądowe, nie zamierzamy ujawniać – otrzymała w ostatniej chwili. Nie było to jednak przeszkodą do rychłego zorganizowania grupki znajomych, pracujących zarówno w tym samym biurze, jak i w wielu firmach konkurencyjnych. Wszyscy z powściągliwą radością potwierdzali, że na uroczystej gali zjawią się z całą pewnością, nie artykułując tego, co i tak było oczywiste – tj. że zabiorą ze sobą puste żołądki.

Gala rozpoczynała się o godzinie 19.00, jednak już 15 po 6-stej na miejsce docierali pierwsi, najbardziej wygłodniali bywalcy salonów. Pożądliwym wzrokiem omiatali puste jeszcze podgrzewacze z uchylnym wiekiem na ciepłe przekąski, oraz szczelnie zapakowane w folię sałatki owocowe i desery. Co i raz, ktoś wychodził przez tajemnicze drzwi, prowadzące zapewne do kuchni, uwalniając snopy apetycznych zapachów. Wówczas niemała już grupka śmietanki intelektualnej z panią Zenobią włącznie, zawieszała na chwilę rozmowy na zastępcze tematy o długu publicznym czy kryzysie militarnym na bliskim wschodzie i niczym rekiny dostrzegające kroplę krwi wpadającą do błękitnej wody, kierowali całą swą uwagę w kierunku źródła zapachów.

Mimo, iż współczynnik głodu zwiększał się z każdą kolejną minutą, na stół nic nie wyjeżdżało. Co raz bardziej rozgoryczeni i poirytowani goście, zostali natomiast zapędzeni na salę główną, gdzie rozpoczynała się część oficjalna gali. Prezesi banków i wielkich firm odbierali statuetki jeden po drugim. Nikt na widowni, nie widział za co i w jakim celu nagrody te są wręczane. Wszyscy jednak zgodnie bili brawa w połowie każdych podziękowań, wygłaszanych ze sceny, aby skrócić je do niezbędnego minimum i czym prędzej przystąpić do konsumpcji.

Nagród jednak było wiele. Goście zaczęli więc wymykać się powoli z sali, by tuż przed nią dobrać się do smacznych potraw, które jak się okazało, trafiły już na stoły i oczekiwały na zjedzenie. Tłum ruszył, niczym spartanie na trojan, nakładając sobie z chciwością wszystko, co wpadło im pod widelec.

Wtem, z kuchni wyskoczył jeden z kelnerów i z wyrazem najgłębszej dezaprobaty obwieścił, że bufet będzie czynny dopiero po zakończeniu części oficjalnej. Widząc brak reakcji owładniętego amokiem tłumu, jął z hukiem zamykać wszystkie otwarte przez gości podgrzewacze bankietowe.

Ludzie byli oburzeni. – Widzieli państwo, jak trzaskał klapą? – pytali jedni drugich i wykorzystując zamieszanie, podskubywali kawałki łososia z talerzy zafrapowanych sąsiadów.

Pani Zenobia i jej towarzysze, postanowili działać. Upatrzyli sobie kelnera z ludzką, jak się wówczas wydawało, twarzą i podeszli do niego z błagalnymi minami. Pani Krystyna (l. 28) oświadczyła, że pani Zenobia jest w ciąży, pokazując na jej brzuch, który w tej właśnie chwili pani Zenobia widowiskowo wypchnęła do przodu by uwiarygodnić historię. Kelner był jednak nieugięty i odmówił wydania zarówno babeczek z kremem, jak i owoców. Ktoś inny zagroził więc hipoglikemią, wywołaną udawaną cukrzycą. Wszystko na nic – smakołyki nadal wpatrywały się w gości kandyzowanymi wisienkami przez szczelną folię.

Mając w pamięci ilość statuetek i bezapelacyjność wygłaszanych przez obsługę decyzji odmownych wydania kolacji, goście nie mieli innego wyjścia. Cały tłum raptownie przeniósł się do szatni, gdzie można było odebrać jeszcze torby z nieprzydatnymi, acz darmowymi upominkami i w ciągu kilku minut na sali pozostali jedynie wspomniani prezesi, którzy za uznanie dziękowali już w tej chwili eleganckim, ale jednak pustym krzesłom.

Tego wieczoru, zauważyć można było w promieniu co najmniej kilometra, dziesiątki wystrojonych ludzi, dzierżących w jednej dłoni papierowe torby z logo organizatora gali, w drugiej zaś ociekające sosami kebaby, hot dogi i różnej maści zapiekanki. Towarzystwo – złamane głodem i wściekłe na niewzruszonych strażników przekąsek – rozpierzchło się bowiem, aby  zaspokoić swe pożądanie w okolicznych lokalach gastronomicznych. W rezultacie najpierw na łeb na szyję spadł prestiż pisma, które dopuściło się zbrodni na żołądkach swych wyselekcjonowanych klientów, a zaraz po nim zapikowały także wpływy z reklam.

A zatem, drodzy organizatorzy uroczystych gal – pamiętajcie, że górnolotne okazje do zapraszania waszych klientów, są jedynie tłem do prawdziwego ich celu. Mianowicie, nabijania brzuchów gości przekąskami i różnymi rarytasami. Jeśli nie chcecie doprowadzić do ruiny swoich firm, już dziś zatroszczcie się więc, aby u was kelner nigdy nie trzaskał klapą.

One thought on “Trzaskał klapą

  1. Idealnie opisaliście polskich pismaków i tak zwane dziennikarzyny. Dokładnie tacy są.
    Panie z kolorowych pism i ludzie z TVN 24.
    To motłoch, który się zachowuje, jakby od 2 tygodni jedzenia nie widział. Jak się kiedyś z TVN 24 rzucili do automatów z darmową kawą w jednej firmie IT to wypijali kubeczki do połowy i wyrzucali do smieci łapiąc za następne z innym rodzajem kawy, albo z czekoladą. Tak się opijali, że dostawali srania, bo automaty na surową wodę :D.
    W życiu takiej dziczy nie wifdziałem. Chołota z Axel Springer nie lepsza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *