Pan Tomasz (28 l.) po tygodniu ciężkiej i owocnej pracy umysłowej postanowił wybrać się na koncert. Nie był wprawdzie częstym gościem masowych imprez, jednakże bywanie na koncertach wydało mu się z jednej strony wyjątkowo modne, z drugiej uznał zaś, że może ono dostarczyć mu interesującej treści do zbyt często wypełnionych pustymi banałami rozmów w biurowych windach. Zaopatrzywszy się zatem w bilety, jak również stosowny strój, odpowiadający standardom imprez w stylu techno wyruszył w miasto w poszukiwaniu ekscytującej przygody z kulturą.Klub wypełniony był niemal po brzegi ludźmi i z całą pewnością po brzegi gorącym powietrzem, toteż jeszcze przed koncertem pot zalał panu Tomaszowi plecy, twarz i inne mniej dostępne części ciała. Nie zrażając się jednak zwrotnikową amplitudą temperatury, postanowił bacznie obserwować otaczający go tłumek i spostrzegłszy, że inni podobnie jak on spływają potem, jął podrygiwać do muzyki, na znak, że on sam doskonale odnajduje się w zaistniałych okolicznościach klimatycznych.
Wtem wyrósł przed panem Tomaszem, pan Jaszczur (30 l.), który zwrócił jego baczną uwagę niepokojąco dużą liczbą permanentnych malunków na twarzy, dyndających zeń metalowych ozdób jak również oczu w których ewidentnie brakowało tęczówek. W firmie zaistnienie takiego zdarzenia, byłoby dla Tomasza jednoznaczną wskazówką do rzucenia się w ucieczkę, tudzież skrycia się w schowku na miotły w oczekiwaniu na nadchodzącą śmierć. Jednakże podrygujący tłumek, z którym i pan Tomasz nieprzerwanie podrygiwał, zdawał się nie robić wielkiego halo z faktu pojawienia się zaskakującej istoty. Nie spuszczając analitycznego oka z potencjalnego intruza, Tomasz niespodziewanie otrzymał kuksańca od pana Seby (130 kg).
Pan Seba charakteryzował się rozdzielaniem kuksańców na lewo i prawo, jak również nienaganną aparycją, która – gdyby nie sportowy strój oraz brak racic – wskazywała by na to, że poszukuje on trufli. Jak się szybko okazało pierwsze wrażenie Tomasza nie było zbyt dalekie od prawdy bowiem pan Seba w istocie przemierzał parkiet w poszukiwaniu strawy. Wyrwawszy telefon z rąk przygodnie spotkanego pana Józka (23 l.) podjął odważną próbę odgryzienia kawałka klawiatury. Pan Józek nie krył swojego rozczarowania postawą pana Seby, zaś sam Tomasz powoli uświadamiał sobie, że wszystko czego nauczyły go lata pracy w korporacji, tego wieczoru może okazać się całkowicie nieprzydatne.
Telefon (najwyraźniej zaprojektowany tak, aby wiele wytrzymać) oparł się zębom pana Seby, który niezadowolony z nieprzydatności znalezionego przysmaku, cisnął nim o podłogę. Wywołało to u pana Józka niekontrolowany skurcz mięśni jednej z rąk, która niechybnie powędrowała w kierunku nosa pana Seby. Ten ostatni, pospołu zaskoczony i urażony przykrym incydentem odpłacił się tym samym. Krew polała się (głównie z pana Józka) a pan Tomasz, usiłując przypomnieć sobie zasady ewakuacji, przyswojone podczas szkolenia BHP, nie przestając się pocić, począł kalkulować ryzyko i wytyczać trasy ewentualnej ucieczki, gdyby nieudane negocjacje między jego (chcąc nie chcąc) towarzyszami, dotknęły także i jego osoby.
Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, bowiem długo oczekiwana gwiazda wieczoru zjawiła się na scenie i zgasły światła. Pan Tomasz straciwszy z oczu pana Jaszczura oraz pertraktujących panów Sebę i Józka, już miał odetchnąć z ulgą, gdy w połowie wypuszczania powietrza, otaczający go imprezowicze najpierw zgnietli go precyzyjnie, a następnie zaczęli kompulsywnie podskakiwać tak, że i sam Tomasz mimowolnie zaczął wędrować w górę i w dół.
Chlapiący pot, ogłuszające dudnienie oraz oślepiające lampy, utrudniały panu Tomaszowi wytłumaczenie kolegom z parkietu, że on sam, osobiście wolałby jednak nadal podrygiwać. A gdy w entuzjastycznie usposobionym tłumie, dostrzegł kilka kolejnych rozbitych nosów oraz pękate, męskie torsy pozbawione owłosienia, doszedł do wniosku, że nonkonformistyczna postawa, może nie przynieść mu poklasku. Jął więc bez przesadnego entuzjazmu, ale także i bez ostentacyjnego grymaszenia, podskakiwać razem z kolegami.
Po godzinie światła ponownie zapaliły się, a pan Tomasz z ciałem wyschniętym na wiór, umorusany i obszarpany, chwiejnym krokiem rzucił się do wyjścia.
Jak zatem wyraźnie widać na przykładzie pana Tomasza, jedyna słuszna kultura, to kultura organizacyjna w naszej ukochanej firmie. Jeśli jednak Drodzy Czytelnicy będą chcieli doświadczyć przygody, Wasz Korporacyjny Korespondent zaleca wizytę w zoo. Tam, jak się zdaje, wszystkie stworzenia są po właściwych stronach ogrodzenia…