Pan Fryderyk i zgryźliwy automat

My, pracownicy biur, skazani jesteśmy na prowadzenie rozlicznych interesów z automatami serwującymi napoje oraz kaloryczne przekąski. W  dzisiejszych czasach, trudno jednak znaleźć uczciwy automat. Zazwyczaj są to złośliwe bestie, które zamiast gorącej czekolady serwują wodę z cukrem, po wciśnięciu klawisza Snickers wypluwają Marsa, a nader często nie wypluwają kompletnie nic.
Pewnego razu pan Fryderyk (37 l.) znalazł się przy automacie z jego ulubioną Coca-Colą. Z gardłem osuszonym już to gorącym powietrzem, już to wieczorną pracą do późna, zapragnął napić się orzeźwiającego płynu. Jako iż nie zwykł nosić ze sobą drobnych, poprosił podwładnego o nieoprocentowaną pożyczkę w wysokości 2 złotych w bilonie. Automat nie poszedł jednak na współpracę – jak miał w naturze, pożarł bilon nie wynagradzając pana Fryderyka należną porcją trunku.

Pan Fryderyk wpatrywał się w ascetyczny wyświetlacz wrogiego, jak się okazało, ustrojstwa. Są ludzie, którzy w tym momencie złożyliby broń. Pan Fryderyk nie poddawał się. Zainwestowane dwa złote, mimo iż pożyczone, stały mu okoniem w tabeli pasywów.

Podążając za głosem rozsądku, wydobył z kabury telefon i wybrał numer serwisu widoczny na tabliczce znamionowej. Jak nie trudno się domyślić, obsługa automatu nie zaoferowała mu nic, poza głębokim współczuciem i stekiem szyderstw wygłoszonych pod jego adresem. Słysząc to, Pan Fryderyk popadł w stan głębokiej katatonii, a jego głowę zaczęły nawiedzać samobójcze myśli.

Wtem, tuż obok, spostrzegł załamaną koleżankę szamoczącą się z automatem, który złośliwie zatrzymał w połowie drogi szufladkę z dietetycznym ciasteczkem. W tej właśnie chwili, poziom jego gniewu raptownie podskoczył. Postanowił wytoczyć wojnę bydlęciu, które ogołociło go z drobnych.

Rozjuszony Fryderyk zamaszyście strzelił bestię z otwartej dłoni. Przypomniały mu się dwie kolejne kawy, które w ubiegłym miesiącu kawomat rozlał, nie trafiając nawet kroplą do kubeczka. Łup! – strzelił go po raz drugi i przed oczami stanął mu zacięty podajnik z Redbullem sprzed tygodnia. Łup! Za automat z batonami, który wypluwał jego drobne wprost na podłogę. Łup! Za rosół nalany zamiast herbaty. Fryderyk tłukł automat bez opamiętania wydając z siebie nieartykułowane okrzyki, a im bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że czas poświęcony na zadanie każdego ciosu, wart jest więcej niż 2 złote zainwestowane w Colę, tym większa furia go ogarniała. I gdy już całkiem spory tłumek gapiów zgromadził się wokół zaimprowizowanego ringu, na którym Fryderyk walczył ze złoczyńcą, wydarzyło się to…

Oszołomiony automat mimowolnie wypuścił puszkę pod wpływem ciosu w okolice szpary na monety, wysypując jednocześnie wszystkie skradzione tego dnia monety.

Pan Fryderyk, spocony i potargany, z rozdartą w ferworze walki marynarką, upadł na kolana. Na jego twarzy powoli wymalował się dawno nieobecny uśmiech. To nie było zwykłe zwycięstwo w walce o smaczny napój. To było zwycięstwo w walce o godność wszystkich głodnych i spragnionych ludzi, skrzywdzonych przez nieuczciwe automaty. Zwycięstwo dobra nad złem.

5 thoughts on “Pan Fryderyk i zgryźliwy automat

  1. ciekawe jak oni to księgują taki skaradzione drobne przez autopmaty. telefony do nich – tu Cocacola to miesiąc czekania na zwrot 5 PLN . Na zwroty tej 5-tki to ich az dwóch przyjechało. Może się bicia bali

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *